Marcin Wolski: „Duże marki preferują współpracę z agencjami ilustratorskimi niż z pojedynczymi freelancerami” | Skvot – szkoła dla kreatywnych
SKVOT MAG

Marcin Wolski: „Duże marki preferują współpracę z agencjami ilustratorskimi niż z pojedynczymi freelancerami”

Ilustrator i grafik z ponad 10-letnim doświadczeniem podpowiada, jak zdobyć zagranicznych klientów do portfolio.

Marcin Wolski: „Duże marki preferują współpracę z agencjami ilustratorskimi niż z pojedynczymi freelancerami”
card-photo

Roś Natalia

Dziennikarka SKVOT MAG

1 września, 2023 Artykuły

Marcin Wolski tworzy ilustracje, w których używa prostych, kanciastych kształtów, ziarnistej tekstury i wyrazistych kolorów. Patrząc na jego, prace ma się też czasami wrażenie, że jest się zatopionym w onirycznym świecie. Ten wyjątkowy styl znalazł swoich fanów nie tylko wśród indywidualnych odbiorców, ale także takich klientów jak Apple, Forbes, The Guardian, Politico, czy Nature. Ilustrator z Sopotu opowie, jak przygotowuje się do zlecenia dla jednego ze swoich największych klientów: The New Yorker.

Opowiedz mi proszę, jak wyglądał proces krystalizacji Twojego wyjątkowego stylu w ilustracji? Jak dochodziłeś do tego, co teraz można zobaczyć na Twoim Instagramie?

Był to proces w zasadzie kilkuetapowy. Zaczęło się od hobbystycznego malarstwa akwarelowego, które, choć jest dosyć wymagającą techniką (o czym wtedy jeszcze zupełnie nie wiedziałem), nauczyło mnie, jako początkującego, podejścia do operowania kolorem i tworzenia pewnej atmosfery. Później pojawił się tablet graficzny, na którym próbowałem tworzyć ilustracje nadal jeszcze w malarskim stylu, jednak już z pewnym elementami szeroko pojętego science fiction.

Ilustracja do okładki książki „Welcome to the Future” 

Ostatnim etapem było uświadomienie sobie, że ilustracje potrzebują sporej dozy prostoty – niesamowite jest, kiedy ktoś potrafi stworzyć przekonujący obraz za pomocą bardzo oszczędnych środków. Od tego momentu staram się tworzyć ilustracje, w których opowiadając pewną historię, używam prostych, kanciastych kształtów, ziarnistej tekstury i wyrazistych kolorów. Inspirują mnie również retro gry z mojego dzieciństwa. Na komputerach typu Atari czy nawet Amiga stworzenie sugestywnej wizualnie gry wymagało użycia bardzo ograniczonych środków, a jednak powstawały przepiękne produkcje. Kto grał w „Another World” ten wie, o czym mówię.

W swoim portfolio masz projekty i okładki dla takich klientów jak Apple, Forbes, The Guardian, Politico, Nature. W jaki sposób udało Ci się pozyskać takich klientów? Co Twoim zdaniem sprawiło, że zdecydowano się na pracę właśnie z Tobą?

Jest to zdecydowanie zasługa agencji, która mnie reprezentuje. Myślę, że duże marki preferują współpracę właśnie z agencjami ilustratorskimi niż z pojedynczymi freelancerami. Oczywiście zdarzają się wyjątki, jednak zazwyczaj między klientem końcowym a ilustratorem stoi jeszcze jedna, albo czasem i dwie agencje.

Ilustracja Marcina Wolskiego dla „New Scientist”

Przeprowadź mnie przez typowy proces pracy z tak renomowanymi markami. Jak wyglądają etapy?

Zazwyczaj zaczynam od przygotowania kilku czarno-białych szkiców, które pokazują różne kierunki. Następnie klient decyduje który szkic mu odpowiada. Na tym etapie również ważne jest doprecyzowanie z klientem szczegółów ilustracji. Kolejnym krokiem jest stworzenie kolorowego szkicu, a właściwie wersji pośredniej między szkicem a finalną wersją. Na tym etapie również doprecyzowuję z klientem kwestię kolorów i ostatecznych poprawek. Ostatnim etapem jest przygotowanie finalnej, kolorowej wersji gotowej do druku lub publikacji online.

Ilustracja Marcina Wolskiego dla „Vogue”

Co jest największym wyzwaniem przy pracy z tak dużymi i zagranicznymi klientami, a co Cię miło zaskoczyło?

Największym wyzwaniem są oczywiście deadline’y. Czasem są to bardzo komfortowe ramy czasowe, ale kiedy mail od klienta zaczyna się od słów „Quick Turnaround” to wiadomo, że czasu będzie bardzo mało. To, co mnie miło zaskoczyło to ogólna otwartość klientów na różne pomysły. Praktycznie nie zdarza się, aby klient uparcie forsował jedynie swoją wizję.

Jesteś autorem ilustracji do opowiadania, które ukazało się w „The New Yorker”. Opowiedz mi o inspiracjach, technikach i pracy nad tym projektem.

Jest to opowiadanie science fiction o człowieku, któremu zostają zaaplikowane wspomnienia innej osoby i musi rozwikłać w nich pewną tajemnicę. Celem było stworzenie onirycznej ilustracji łączącej amerykańskie przedmieścia lat 70. oraz estetykę science fiction z tamtego okresu. Przedstawiłem klientowi trzy koncepcje. Po wybraniu jednej z nich i konsultacjach z redaktorami powstała finalna wersja. 

Ilustracja Marcina Wolskiego dla „The New Yorker”

Na co szczególnie zwracasz uwagę podczas pracy, aby dobrze układała się współpraca z klientem oraz aby efekt pracy był zadowalający?

Zazwyczaj przy wysyłaniu szkiców staram się dokładnie opisać klientowi, o co mi właściwie chodzi i w którym kierunku może pójść dana koncepcja. Zawsze jestem też otwarty na sugestie lub poprawki od klientów. 

Szkice do ilustracji Marcina Wolskiego dla „The New Yorker”

Jesteś zarówno projektantem, jak i illustratorem. Jak zdobywasz kolejne umiejętności, które przydają Ci się w branży kreatywnej?

Przede wszystkim internet. To miejsce, w którym można znaleźć absolutnie wszystko, szczególnie w kwestii nauki szeroko pojętej sztuki wizualnej. Istnieje wiele stron z kursami ilustracji, teorii koloru, rysunku, designu – w zasadzie każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie.

Ilustracja Marcina Wolskiego do zbiórki opowiadań „2084”

Oczywiście polecam również książki w wersji fizycznej. Szczególnie jeśli chodzi o projektowanie graficzne. Mamy w Polsce kilka świetnych wydawnictw, które zajmują się tym tematem i wydają pięknie zaprojektowane tytuły, jak choćby Karakter czy d2d.

Co najlepiej sprawdza się jako forma promocji Twoich umiejętności? Dużo czasu poświęcasz na autopromocję i przygotowanie treści pod media społecznościowe?

Tutaj robię zdecydowanie za mało. Korzystam głównie z Instagrama i tam najczęściej pojawia się coś nowego. Staram się też od czasu do czasu opublikować jakieś szkice lub filmik z tworzenia ilustracji, jednak niestety jestem w tym bardzo nieregularny. Poza Instagramem warto mieć swoje konto w serwisach typu Behance, Dribble, czy Artstation. Nigdy nie wiadomo skąd może przyjść nowe zlecenie. 

Ilustracja autorstwa Marcina Wolskiego

Jak istotne jest Twoim zdaniem posiadanie agencji, która reprezentuje artystę? Jak przygotować się na spotkanie z przedstawicielem agencji i o co warto zadbać przed podpisaniem umowy?

Myślę, że jest to jedna z najważniejszych rzeczy. Dzięki agencjom można dotrzeć do dużo większej liczby klientów. Oczywiście pośrednik oznacza, że ok. 30% budżetu trafia do niego, natomiast w zamian ilustrator nie musi się martwić o żadną papierkową robotę i zawsze ma pomoc w postaci agenta. W razie, gdyby klient zrezygnował w trakcie projektu, agencja jest w stanie wyegzekwować pewną kwotę za poświęcony czas.  Przed podpisaniem umowy na pewno warto sprawdzić opinie ilustratorów na temat danej agencji – czasem może się okazać, że jest np. nie do końca uczciwa, lub wysyła bardzo mało zleceń.

Poleć mi coś, co Cię ostatnio zainspirowało.

Spore wrażenie zrobił na mnie ostatnio film pt. „Photon” z roku 2017. Jest to film o tworzeniu się materii, fizyce kwantowej i mikrobiologii, jednak nie jest to film stricte naukowy. Zdecydowanie bardziej artystyczny, przywiązujący dużą wagę do sfery wizualnej. No i występuje w nim Andrzej Chyra.